Trzy kluczowe pytania Janowi Hřebejkowi zadały Joanna Chludzińska i Paulina Kaucz
Na tegorocznym Berlinale po pokazie „Kawasakiho růže” powiedział Pan, że Pański film jest bardziej polski niż czeski. Co miał Pan na myśli?
Kiedy ja i Petr Zelenka przyjeżdżamy do Polski, czujemy się tu bardzo fajnie. Zwłaszcza, gdy wszyscy mówią, jak bardzo kochają nasze filmy. Czasami nawet ktoś przesadzi, dodając, że nasze są dużo lepsze od rodzimych.
W latach 80. bardzo ceniliśmy polski nurt kina moralnego niepokoju. Inspirowali nas Kieślowski, Zanussi, Agnieszka Holland. Także Wajda. Ich filmy były nam bliskie, traktowaliśmy je jak własne. W tym samym czasie, w Europie Fellini, Visconti robili rzeczy genialne, ale odbiegające od naszych doświadczeń. W Czechach nie było tego typu kina. Wtedy w Czechach filmy społeczne, krytykujące ówczesną sytuację, nie były w ogóle kręcone. Większość ważnych twórców przebywała na emigracji, a ich filmy były zakazane – stawały się „półkownikami”, musiały odleżeć swoje, przeczekać na lepsze czasy. Działający wtedy Věra Chytilovái Jiří Menzel robili filmy ważne, ale zbyt kreacyjne.
Prawdopodobnie o tym właśnie myślałem, o wpływie polskiej kinematografii na czeską, nazywając swój ostatni film polskim.
(więcej…)