Dokumentalna bajka o szczęściu

Na spotkaniu po projekcji Sophia Tzavella rozwiała wszelkie dręczące widzów wątpliwości, cierpliwie odpowiadając na wszystkie ich pytania. Jak sama podkreśla, jej film to rodzaj dokumentalnej bajki o szczęściu. Realizując ją chciała przede wszystkim oddać sprawiedliwość Romom, zamieszkującym w obskurnym Hotelu Paradise – relikcie komunistycznego eksperymentu z architekturą. To, co ją najbardziej tknęło to ogromna tolerancja tych ludzi i otwartość. W bloku numer 20 mieszka bowiem wielu homoseksualistów i albinos – Bożydar i nikt nie nastaje na ich odmienność. Na pierwszym spotkaniu pomyślała o Romach jak o rozbitkach wielkiego zdezelowanego statku. Tymczasem okazało się, że ten „wyjątkowy” blok-statek jest niczym nieoddzielony od innych, lepiej uposażonych. Podobno od 10 lat trwa debata, co z nim dalej zrobić – zostawić czy zburzyć, z większym naciskiem na drugą opcję. Zaniepokojona artystka zamierza wrócić do swoich bohaterów, jednak nie po to, by śledzić dalsze ich losy. Chciałaby po prostu z sympatii pokazać im swój film.

Z Sophią Tzavellą rozmawiają Joanna Chludzińska i Jagna Lewandowska.

Czy bałaś się wkraczając po raz pierwszy w świat Romów zamieszkujących blok numer 20?

Tak, bałam się trochę na początku, ale tytułowy Hotel Paradise poznałam kilka lat wcześniej i byłam z nim opatrzona. Poza tym człowiek szybko się przyzwyczaja.

Kiedy pierwszy raz trafiłam w to miejsce, kręciłam dokument dla telewizji. Nagle przed moimi oczami stanął ten ogromny budynek i pomyślałam: O mój Boże…

Jedna z bohaterek, obrzydzona panującymi tam warunkami, nie jadła przez trzy dni. To jest szalone miejsce. Całe szczęście nie czułyście jak tam śmierdzi… Pewnego dnia kino, które oddziałuje na wszystkie zmysły nie będzie niczym zaskakującym. Jeszcze nigdy nie byłam na takim seansie, ale wiem, że mamy już takie kino w Bułgarii.

Pokazałabyś tam swój dokument?

Nie! Założę się, że wszyscy widzowie opuścili by salę. Ciężko opisać panujący na planie fetor. Od wielu lat rozkładają się tam śmieci…W październiku ten „smrodek” będzie obchodził swoje dwudziestopięciolecie.

Musiałaś być naprawdę zafascynowana swoimi bohaterami, żeby znosić panujące tam warunki…

Oj tak. Pewnego dnia na planie wiał silny wiatr, który porwał stronę z mojego scenariusza. Już miałam się załamać, kiedy kartka została podniesiona przez małego romskiego chłopca, który zaczął wycierać ją z błota o własne ubranie… To był bardzo budujący, symboliczny moment. Później wydarzyło się jeszcze kilka podobnych sytuacji. Spotkałam tam tak wielu ludzi z podobną „iskrą człowieczeństwa” w oczach. Inspirowała mnie ich radość, wesołość. Pomimo to, że Romowie żyli tam w tak trudnych warunkach – zachowali prostą zdolność cieszenia się z najmniejszych rzeczy. Kwintesencją, swoistym zaklęciem są ostatnie słowa filmu wypowiedziane przez Bożydara, albinosa: „Na szczęście składa się trochę brudu, trochę smutku i miłości, trochę pieniędzy i tyle”.

A co ze stereotypami? Czy Twój film potwierdza stereotypowe myślenie, czy mu zaprzecza? Czy sama wierzysz w klisze dotyczące Romów?

Oczywiście w moim filmie można znaleźć stereotypy i w dużej mierze się z nimi zgadzam. Starałam się jednak być ponad to. Spojrzeć głębiej – stworzyć opowieść o radości.

Czy robiłaś casting, czy też bohaterzy po prostu zjawili się przed kamerą?

Odbyło się coś na kształt castingu… Wszyscy przekrzykiwali się, pchali, chcieli zaistnieć przed kamerą. Wciąż słyszałam: „ja potrafię tańczyć”, „ja mogę zaśpiewać”. Oni to mają we krwi. Wybór był zatem bardzo prosty. Po prostu traktowałam ich normalnie. Oni są bardzo otwarci. Jedynym problemem było wprowadzenie dyscypliny na planie, nauczenie ich odpowiedniego zachowania w obecności kamery.

Niektóre ze scen w „Paradise Hotel” wydały nam się ironiczne. Nie zawsze swoich bohaterów traktowałaś serio, prawda?

Macie rację. Scena z wyrzucaniem wszelkich odpadków przez balkon, z odpowiednim podkładem muzycznym – nie była śmiertelnie poważna… Ale w gruncie rzeczy, tam tak po prostu jest. Zapytałam mieszkańców bloku numer 20 dlaczego nie segregują śmieci zamiast wyrzucać je przez okno i dopiero wtedy zarabiać na segregacji. Uzyskałam prostą odpowiedź – „nie chce nam się, to jest takie nudne”.

Planujesz już kolejny projekt?

Zawsze mam już w głowie pomysł na następny film. Tym razem będzie to historia o ludziach, którzy przeżyli swoją śmierć…

… widzieli światełko w tunelu?


Dokładnie! Chciałabym ująć ten temat od strony naukowej, rozmawiać z profesorami, przepytać wielu ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Już znam kilkoro. Na świecie jest tak wielu specjalistów w tej dziedzinie, tak wiele książek na te temat. To fenomen. O zbadaniu tego zjawiska marzę od dzieciństwa.