Sekret jej oczu albo antynomie

Uroczyste otwarcie Festiwalu DWA BRZEGI zaczęło się jak u Hitchcocka. Tylko zamiast trzęsienia ziemi… wysiadł prąd. (Swoją drogą polski język płata niezłe figle, bo przecież prąd może wysiąść, ale nie może wsiąść.) Potem już połączyliśmy się na dobre z kinem, czyli zupełnie inną przestrzenią. Czyli mogliśmy – jak mówi Grażyna Torbicka – zapomnieć, że siedzimy w sali kinowej, zapomnieć, że obok nas jest kilkaset innych osób, i jesteśmy tylko i wyłącznie połączeni z tym, co na ekranie.

Juan José Campanella wie, jak to zrobić. Wie doskonale. (Nic dziwnego, że jego „Sekret jej oczu” otrzymał w ubiegłym roku Oskara za film nieanglojęzyczny, zwyciężając m.in. z „Białą wstążką” Michela Haneke – już dziś na DWÓCH BRZEGACH, oraz z „Prorokiem” Jacquesa Audiarda – otwierającego festiwal w ubiegłym roku.)

„Sekret jej oczu” jest filmem o zemście (jednym z motywów jest poszukiwanie przez męża gwałciciela i mordercy swojej żony); o niesprawiedliwości (może dlatego większość scen dzieje się w sądzie); o systemach politycznych (główny podejrzany, skazany za morderstwo, wychodzi z więzienia, bo zaczął sprzyjać panującemu właśnie reżimowi Perona); filmem o spisywaniu historii, tworzeniu narracji – czyli niejako filmem o filmie (bo główny bohater Benjamin, były śledczy sądowy, po 25 latach próbuje napisać powieść o tym morderstwie, procesie, poszukiwaniu mordercy). Świetnym filmem. Z bardzo dobrymi męskimi rolami, świetną muzyką (Federico Jusid) a’la „Requiem” Mozarta, ciekawymi zdjęciami (Félix Monti).

Ale przede wszystkim „Sekret jej oczu” jest filmem o miłości i nienawiści. Grażyna Torbicka w wywiadzie dla www.dwutygodnik.com przed festiwalem mówiła, że kino „poszerza nasze emocje i wiedzę, te dwa brzegi istnienia”. Ale to miłość i nienawiść są dwoma brzegami kina, najważniejszymi antynomiami. Kto wymyśli inne?

T.C.